|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Master
Administrator
Dołączył: 13 Sty 2009
Posty: 511
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Czw 20:25, 12 Mar 2009 |
|
Krzyczał po śląsku na Zinedine'a Zidane'a, w wieku 40 lat strzelał bramki w I lidze. Dziś ma odwagę mówić, że piłkarze w pogoni za pieniędzmi zupełnie zapomnieli o przywiązaniu do klubowych barw i swoich kibiców. Z Onet.pl rozmawia Marian "Ecik" Janoszka.
Wojciech Harpula: To prawda, że nakrzyczał pan kiedyś na Zinedine'a Zidane'a?
Marian Janoszka: Prawda. To był 1994 rok. Zidane grał wtedy w Bordeaux, a ja w GKS Katowice. Wyeliminowaliśmy Francuzów w Pucharze UEFA. Na wyjeździe, gdzie zremisowaliśmy 1:1, Zidane cały czas narzekał, że jest faulowany. Non stop miał o coś pretensje. No to mu powiedziałem po śląsku, żeby skońcył knolić, ino zacoł groć.
- I co, zaczął grać?
- I to fest. Wziął sobie do serca, bo zrobił duża kariera (śmiech).
- Ma pan 48 lat. Zidane jest od pana młodszy o 11 lat, a karierę skończył po mistrzostwach świata w 2006 roku. Pan ciągle gra w piłkę?
- Drama Zbrosławice zgłosiła mnie do rozgrywek, więc kariery jeszcze nie skończyłem. Ostatni raz w meczu o punkty wystąpiłem pół roku temu, ale ciągnie mnie do piłki. Futbol to moje życie. Trudno się odzwyczaić od szatni, od boiska.
- Drama Zbrosławice to A klasa?
- Tak jest. Mnie cieszy gra w piłkę, a jak coś człowieka cieszy, to czemu tego nie robić. Nieważne, czy w A klasie, czy w ekstraklasie. Żona śmieje się, że dziadek idzie grać z 18-latkami. Co zrobić, po prostu to lubię.
- W tym wieku normalnie pan trenuje?
- Nie, przyjeżdżałem tylko na mecze, ale i tak strzeliłem w poprzednim sezonie 15 bramek. Mam dobrą wydolność. Kontuzje mnie omijały, nigdy nie paliłem. Wiadomo, że nie biegam tak dużo i tak szybko jak młodzi, ale doświadczenie robi swoje. Wiem, jak rozprowadzić akcję, jak się ustawić pod bramką. Gdy grałem w Strażaku Mierzęcice, też w A klasie, strzeliłem 27 bramek w 30 spotkaniach. W ubiegłym sezonie przestałem grać, bo po prostu nie miałem czasu. Pracowałem przy układaniu kostki brukowej. Po robocie zmęczony byłem, w weekend chciałem odpocząć. Teraz znów chcę wrócić.
- Po 30 latach zawodowej gry w piłkę musiał pan układać kostkę brukową?
- Nudziło mi się w domu, chciałem dorobić. Emerytem jestem. Górnicy przechodzą na emeryturę po 25 latach pracy. A w Ruchu Radzionków byliśmy na etatach w Kopalni im. Powstańców Śląskich.
- A był pan kiedyś pod ziemią?
- Pewnie. I to kilka razy. Jak źle graliśmy, to górnicy krzyczeli: na kopalnię z nimi. A prezes wtedy wysyłał piłkarzy pod ziemię. Najniżej byłem na 600 metrach. O 6 rano trzeba się było zameldować na kopalni. Potem zjazd i praca przy wagonikach: przetaczanie, czyszczenie z miału węglowego. O 10.30 wyjeżdżaliśmy na górę i dawaj na trening. To dawało skutek. Niektórzy bali się zjeżdżać pod ziemię, brali urlopy, kombinowali. A potem na meczu zasuwali jak złoto.
- Piłkarze pracujący 600 metrów pod ziemią. Dziś trudno w to uwierzyć.
- Jak patrzę na dzisiejszą piłkę, to sam w to nie wierzę. Zacząłem grać w Ruchu Radzionków w 1977 r. To była inna epoka. Zwykle 20 piłkarzy było oddelegowanych z kopalni do zajmowania się stadionem. Kosiliśmy trawę, drobne remonty robiliśmy. Potem trening. Każdy górnik deklarował, ile pieniędzy z pensji chce oddać na klub. Na meczach trzeba było dawać z siebie wszystko, bo w przeciwnym razie przez cały następny tydzień wysłuchiwało się narzekań: w sklepie, na ulicy. Żyliśmy przecież tu, w Radzionkowie, wśród naszych kibiców. To byli często sąsiedzi. My znaliśmy ich, oni znali nas. Po treningu czy meczu szło się na piwo, siadało z kibicami, dyskutowało. Nie było tak jak teraz, że każdy idzie w swoją stronę i pół godziny po meczu myśli już o czymś innym.
fot. Agencja Gazeta - Jest pan legendą Ruchu Radzionków. Spędził pan w tym klubie 21 sezonów, czyli niemal całą karierę. Nie korciło pana, żeby wyjechać, spróbować sił w innym otoczeniu?
- Miałem 21 lat, gdy chciała mnie Stal Mielec. Potem były jeszcze propozycje Stali Stalowej Wola, Szombierek i Polonii Bytom. Gdybym wtedy, w latach 80., zdecydował się na transfer do pierwszoligowego klubu, moja kariera potoczyłaby się pewnie inaczej. Jednak zawsze byłem mocno związany z Radzionkowem. To moje miasto, tu czułem się najlepiej. Nie chciałem wyjeżdżać, zabierać stąd rodziny.
- Do Bytomia miał pan przecież bardzo blisko. Nie trzeba by się przenosić.
- To prawda, ale taki już mam charakter. Niektórzy mówią: spróbuję, co mi zależy. A ja nie miałem takiej wiary we własne umiejętności. Nie chciałem zmieniać klubu. W Radzionkowie po prostu było mi dobrze.
- Po raz pierwszy zagrał pan w ekstraklasie po transferze do GKS Katowice. Miał pan wtedy 32 lata. Większość piłkarzy w tym wieku myśli już o końcu kariery.
- A ja się dopiero rozkręcałem (śmiech). Grę w GKS wspominam bardzo dobrze, zwłaszcza mecze w europejskich pucharach. Z Katowic odszedłem po trzech sezonach, bo dopadła mnie kontuzja łękotki – pierwsza poważna w karierze. Wróciłem do Radzionkowa i myślałem, że będę grał najwyżej jeszcze jeden sezon. A okazało się, że wszystko jeszcze przede mną i przed Ruchem. Udało się zmontować świetną ekipę i awansowaliśmy do ekstraklasy. Po raz pierwszy w historii klubu. Pan wie, co to znaczy dla miasta, które ma 16 tys. mieszkańców?
- Mogę sobie tylko wyobrażać.
- Gdy wracaliśmy z meczu z Krisbutem Myszków, który zadecydował o awansie, na ulice wyszło kilka tysięcy osób. Witano nas jak bohaterów, noszono na rękach. To był historyczny moment. Byłem dumny: ja, rodowity radzionkowianin, poprowadziłem mój klub do ekstraklasy. Wielkie chwile wtedy przeżywaliśmy. Na inaugurację ligi wygraliśmy z Widzewem 5:0. Na stadionie było 10 tys. osób. Teraz Ruch gra w IV lidze, ale kibice mają co wspominać. Tego nikt im już nie odbierze.
- Wszyscy w Radzionkowie pana znają?
- Większość pewnie zna. Obojętnie, gdzie się pokażę, to ludzie się kłaniają, podchodzą, pytają, jak mi się żyje. Czasem żona pyta: a kto to był? Mówię: nie wiem, pewnie jakiś kibic. To bardzo miłe. Zdarza się też, że ludzie w innych miastach mnie poznają, zagadują. Tego się nie spodziewałem. Nie grałem w ekstraklasie zbyt długo, a jakoś zapadłem w pamięć kibiców.
- Jak pan myśli, dlaczego?
- Nie wiem. Może dlatego, że tyle bramek głową strzelałem? To moja mocna strona. Jest mi wszystko jedno, czy uderzam czołem, czy tyłem głowy. Na treningach żartowałem sobie z bramkarzy. Mówiłem: teraz strzelę ci tyłem głowy. I w wyskoku odwracałem się, strzelałem i wpadało. Bramkarze byli załamani.
- Nie żałuje pan, że tych umiejętności nie wykorzystał pan w kadrze? Gdy grał pan w GKS wielu ekspertów mówiło, że gdyby trafił pan do I ligi w wieku 20, a nie 30 lat, to pewnie grałby pan w reprezentacji.
- Gdybym skorzystał z propozycji Stali Mielec i wyjechał z Radzionkowa, to pewnie osiągnąłbym więcej jako piłkarz. Może otarłbym się o reprezentację. Jednak ja jestem człowiekiem stąd: ze Śląska, z Radzionkowa. Nie wiem, co by było, gdybym pojechał do Mielca, czy gdzieś indziej. Zostałem tu i nie żałuję.
- W I lidze zarobiłby pan więcej pieniędzy i nie musiał dorabiać układaniem kostki brukowej.
- Pewnie, że gdybym dłużej grał w ekstraklasie, to miałbym więcej pieniędzy i ustawione życie. W Radzionkowie zarabiałem tyle, żeby spokojnie żyć i żeby żona nie musiała iść do pracy. To nie były jakieś kokosy. Nie wszystko da się jednak przeliczyć na pieniądze. Liczy się też szacunek, uznanie ludzi. Ja to zdobyłem. Jestem symbolem Ruchu Radzionków – klubu, z którym byłem od zawsze. To ważniejsze niż pieniądze.
- Mówi pan trochę jak człowiek z innego świata. Dziś futbol to biznes. Do klubu, barw i miasta mogą być przywiązani kibice, ale na pewno nie piłkarze.
- Ma pan rację: teraz nikt nie ma sentymentów, każdy piłkarz goni za pieniądzem. Dostajesz lepszą ofertę, to pakujesz manatki i jedziesz na drugi koniec Polski. Uważam, że to źle. Z klubem trzeba być na dobre i na złe. Piłka nożna to nie jest zawód jak każdy inny. Trzeba zdawać sobie sprawę, że swoją grą daje się ludziom radość lub smutek. Że ktoś na ciebie liczy, a ty nie powinieneś zawieść. Dla mnie było ważne, że ludzie mnie szanują: w sklepie przepuszczają w kolejce, w urzędzie pomogą coś załatwić. Wiem, że z takim podejściem wiele bym dziś w piłce nie zwojował, ale zawsze wierzyłem, że piłka to nie tylko biznes, że nie wszystko opiera się na pieniądzach.
- Swojemu synowi Łukaszowi, też pan to mówi? Ma 22 lata, też jest napastnikiem. Tyle że Ruchu Chorzów.
- Jest zawodnikiem Ruchu, bo trenował w ich szkółce piłkarskiej. Nigdy nie oczekiwałem, że tak jak ja, będzie zawodnikiem jednego klubu. Ruch Radzionków gra w IV lidze, tutaj raczej trudno się rozwinąć. Łukasz ma talent i powinien zrobić wszystko, żeby go w pełni wykorzystać. Zobaczymy, jak potoczy się jego kariera. Na pewno nie będzie grał w piłkę tak długo, jak ja, bo nie każdy ma taki organizm. Teraz piłkarze myślą o tym, jak wykorzystać swoje pięć minut. I gdy Łukasz dostanie swoje pięć minut, to też powinien je wykorzystać – obojętnie w jakim klubie. Jego dom jest tu, w Radzionkowie, ale wszędzie można zostawić po sobie dobre wspomnienia.
- Trenuje pan teraz trampkarzy Ruchu Radzionków. Wychowa pan następnego Janoszkę?
- Zobaczymy. Praca z młodymi jest przyjemna, ale wie pan, jaka dzisiaj jest młodzież.
- Mniej więcej. Dzieciaki nie chcą pana słuchać?
- Mają swoje zdanie.
- Mariana Janoszki nie słuchają?
- Czasami nie słuchają. I szybko się zniechęcają. Potrenują kilka miesięcy i po wszystkim. A żeby dobrze grać w piłkę, to trzeba solidnie pracować. Ja pracowałem i pewien poziom udało mi się osiągnąć.
- Kibice w całej Polsce znają pana jako Mariana "Ecika" Janoszkę. Skąd właściwie wziął się ten "Ecik"?
- Sam wymyśliłem. Jak zaczynałem grać w Ruchu, to starsi zawodnicy wołali za młodymi "Ecik". Gdy już dotarło do nich, jak mam na imię, to powiedziałem, że wolę dalej być "Ecikiem". I tak już zostało.
- I chłopcy, którzy grają z panem w Dramie Zbrosławice, też mówią do pana "Ecik"?
- Pewnie. Sam mówię im, żeby się nie wygłupiali z "panem Marianem". Na boisku zawsze będę "Ecikiem".
Rozmawiał Wojciech Harpula.
link do wywiadu:
[link widoczny dla zalogowanych] |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
prosto
*Zawodowiec*
Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 203
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sarnów
|
Wysłany:
Pon 22:55, 30 Mar 2009 |
|
To sie nazywa przywiazanie do barw klubowych |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
zaporafan
Stały Bywalec
Dołączył: 02 Maj 2009
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Przeczyce
|
Wysłany:
Wto 11:40, 18 Sie 2009 |
|
To jest prawdziwy pilkarz !! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group
| |
|